Szkolenie pod okiem fachowców
WARSZTATY z „IŁEK”, czerwiec 2015
Korzystanie z książek, wiedzy internetowej i własnej intuicji jest pod wieloma względami jak najbardziej właściwe, pozwala bowiem wykształcić własny pogląd oraz przemyśleć dogłębnie każdy z aspektów pracy łowieckiej z psem. Nie zmienia to jednak faktu, że zawsze w pewnym momencie dobrniemy do punktu, kiedy nie mamy pojęcia jak za coś się zabrać, albo zabieramy się do tego elementu tak nieporadnie i nieskutecznie, że nie tylko ryzykujemy zniechęceniem psa do dalszej pracy, ale wręcz rozwinięciem u niego wysoko niepożądanych cech.

W treningu myśliwskim wydarzenia zmieniają się bardzo szybko, a umiejętność reagowania w odpowiedniej chwili albo wręcz powstrzymanie się od jakiegokolwiek działania, wiąże się z umiejętnością prawidłowego odczytywania danej sytuacji. Jest to często wiedza tajemna, przekazywana na przykładzie konkretnych sytuacji w odniesieniu do jedynych w swoim rodzaju psich jednostek. I choć stosunkowo łatwo jest generalizować pojęciami, to określenie właściwego toku edukacyjnego psa podczas treningu myśliwskiego potrafi być bardzo zindywidualizowane i obejmować takie aspekty jak: typ charakteru, stosunek do zwierzyny łownej, skłonność do aportu, skłonność do pracy w wodzie… Głowa puchnie 🙂
Rozsądnym rozwiązaniem jest zatem znalezienie mentora, który przeprowadzi nas przez wszystkie wymagane elementy prób pracy łowieckiej i konkursów myśliwskich. Naszym ogromnym szczęściem jest fakt, że osobą, która nie tylko służyła i służy pomocą w każdym z tych aspektów, był Pan Zbigniew Didoch.
Pan Didoch jest międzynarodowym sędzią konkursów myśliwskich oraz instruktorem szkoleń poświęconych rozwojowi skłonności myśliwskich u psów, które są do tego predestynowane.
Jednak lakoniczna notka nie odwzoruje w pełni ani ogromnych pokładów wiedzy, jaką zdobywają na kursach uczestnicy, ani inteligencji i doskonałego poczucia humoru, po którym można nawet dostać zawrotów głowy od ciągłego rozbawienia (dosłownie 🙂 )
CHARAKTERYSTYKA SZKOLENIA
Część merytoryczna szkolenia obejmuje między innymi takie elementy jak:
– nauka aportowania (zarówno z lądu jak i wody)
– nauka tropienia i pracy węchowej na górnym wietrze
– praca psa nad nabyciem szacunku do innych zwierząt
– nauka pływania i oswojenia się z pracą w wodzie
– oswojenie psa z hałasem charakterystycznym dla broni myśliwskiej
– bezcenne – poznanie swojego psa z całkiem nowej perspektywy. Poznanie jego mocnych i słabych stron, a przede wszystkim zacieśnienie więzi ze swoim czworonożnym przyjacielem
Poniżej postaram się opowiedzieć przy poszczególnych akapitach, czego i jak się uczyliśmy. Zanim jednak zacznę przedstawiać elementy szkolenia chciałbym wybiec na chwilę w przeszłość i opowiedzieć o rozmowie mojej z Panem Zbyszkiem, która miała miejsce w drugim dniu warsztatów. Podczas wieczornego odpoczynku udało mi się znaleźć z instruktorem kilka chwil na omówienie dotychczasowych postępów, a także słabszych cech charakteru Jessi. Pan Zbyszek zaskoczył mnie jednak przenikliwością i bardzo trafną oceną, stwierdzając, że należę do jednego z kilku uczestników turnusu, którzy wywierają zbyt intensywny wpływ na swojego psa swoją „charyzmą”, jak to delikatnie zostało ujęte. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby w opinii instruktora „płynięcie razem z rzeką” i korzystanie z tego co Jessi chce robić, odpuszczanie tego czego nie chce, bez dodatkowego motywowania. W oczach instruktora trening z psem powinien być przed wszystkim łagodny, ale stanowczy i w żaden sposób nie przekraczać jego granic wytrzymałości. Pies powinien kończyć naukę wtedy kiedy wciąż chce jeszcze pracować , aby pozostawić w nim uczucie niedosytu.
Byłem zaskoczony, jak bardzo mogłem się mylić w treningu. Może praca nad aportem, którą wykonywałem z Jessi idzie jednak w złym kierunku? Może zaraz zepchnę naturalną ciekawość Jessi na dalszy plan i ją za bardzo podporządkuje sobie, tłamsząc jej pieskową kreatywność? Czy to, że ostatnio wydawało mi się, że Jessi z większym dystansem odnosi do wszystkiego co nowe, do innych piesków, jest wynikiem mojej niepotrzebnej (podświadomej?) presji na osiągnięcie z nią sukcesu?
Wszystkie te pytania zostały w mojej głowie, ukazując mi dość czytelnie, gdzie popełniałem błąd – Jessi umie już bardzo dużo, trzeba zwolnić i pozwolić jej przejąć inicjatywę; ewentualnie ukierunkowywać jej postępy. Wynik przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Aportowanie trzeciego dnia nie tylko było wykonywane z o wiele większą żywiołowością, ale jednocześnie mieliśmy ogromną przyjemność obserwować jak budzi się w Jessi pasja do pływania, tropienia, węszenia i wszelkich innych psiowatych czynności.
Wniosek jest tylko jeden i nieważne co powie Wam jakikolwiek szkoleniowiec psów na kursie posłuszeństwa, „pies towarzysz” czy jakimkolwiek innym kursie – pies ma być szczęśliwy i robić to co sprawia mu radość, cała reszta nie ma większego sensu. Tak długo jak będziemy o tym pamiętać zawsze znajdziemy kreatywne wyjście z każdej sytuacji szkoleniowej, a jeśli pies czegoś nie będzie chciał robić, róbmy długie przerwy i wracajmy do tego samego po kilku godzinach. Sprawdźmy jednym powtórzeniem czy cokolwiek się zmieniło, a jeśli nie to zaniechajmy prób przez następne kilka godzin, albo do dnia następnego. Jeśli jednak pies ma ochotę pracować zróbmy 1-2 powtórzenia danej czynności, nagrodźmy go i zróbmy przerwę. Eskalacja zachowania przyjdzie sama przy kolejnych sesjach 🙂
Pamiętaj: do każdego ćwiczenia powinno się mieć jakiś super przysmak, aby wspierać dobre skojarzenia!
APORTOWANIE
Dla Jessi tematyka aportowania do tego momentu szła bardzo opornie. Jessi rzeczywiście aportowała, ale łatwo ulegała dekoncentracji zapachami, otoczeniem etc. Próbowaliśmy różnych rozwiązań (motywowanie i próby koncentracji poprzez przysmak, ponowne koncentrowanie na sobie w celu przeniesienia uwagi Jessi z innego obiektu na aport) żadne jednak nie dawało takiego rezultatu jak trzeba. Jessi podnosiła rzucone przedmioty, ale robiła to niechętnie i nie ciekawiły ją do tego stopnia, że zaczęliśmy się zastanawiać czy kiedykolwiek będziemy mogli osiągnąć coś więcej.
Na szkoleniu Pana Zbyszka skupialiśmy się przez 4 dni na aportowaniu przedmiotów, które imitowały aport zwierzyny łownej np. przynoszenie kołka sosnowego obwiązanego piórami bażanta, aport z naturalnej skórki z królika (artykuły myśliwskie tego typu można dostać w specjalistycznych sklepach z asortymentem szkoleniowym dla psów). W praktyce ćwiczenie wyglądało następująco: każdy z piesków, biorących udział w szkoleniu czekał na swoją kolej, a piesek, który miał wykonać aport najpierw miał możliwość powąchać przedmiot. Następnie instruktor albo przewodnik psa rzucał przedmiot. Jeśli piesek przynosił aport ćwiczenie ulegało zakończeniu. Dla pieska, który tracił zainteresowanie aportem warto było dodatkowo zawiązać bawełniany sznurek wokół aportu, tak aby można go było ciągnąć po ziemi bez konieczności podnoszenia przedmiotu. Dzięki temu zabiegowi często można u psa aktywować chęć pogoni za uciekającym przedmiotem, co było już pierwszym krokiem do aportowania 🙂 W kolejnych dniach u wszystkich piesków można było zaobserwować ogromny postęp przy przynoszeniu aportów, a u niektórych wręcz chęć ucieczki z nimi 🙂
Struktura pióra czy futra była dla wielu psów, w tym Jessi, czymś całkowicie nowym i zarazem niezwykle fascynującym. Naturalna czynność, do jakiej został stworzony pies myśliwski, m.in. przyniesienie ustrzelonej przez myśliwego zwierzyny, do tego stopnia okazała się pomocna i zachęcająca do aportowania, że po 2 tygodniach od powrotu ze szkolenia Jessi utrzymała ogromną fascynację naturalnym aportem, który dla niej przygotowaliśmy 🙂
Ćwiczenie aportowania było również praktykowane w płytkiej wodzie, ale na tyle głębokiej, aby piesek musiał się w niej zanurzyć chociaż do połowy (dla psów zaznajomionych z pływaniem aport był już z głębokiej wody). Na dobrą sprawę każdy piesek wykonywał to ćwiczenie czwartego dnia bardzo dobrze. Kluczową kwestią jest rozbudzenie w piesku chęci aportowania z lądu – jeśli, uda się to na tyle wypracować, aby nasz kudłaty kompan wręcz się wyrywał do zdobycia przedmiotu, to z o wiele większym sukcesem przekonamy go zanurzenia się w akwenie, a nawet przepłynięciu odpowiedniego dystansu.
PRACA DOLNYM I GÓRNYM WIATREM
Trening wykorzystujący umiejętność posługiwania się nosem przez psa jest czymś fascynującym, a zarazem czymś zupełnie naturalnym dla naszego czworonoga. Podczas szkolenia pod okiem Pana Didocha pieski miały za zadanie m.in. odnaleźć aporty ukryte w nieznanym im obszarze – zadanie przygotowujące do zadania konkursowego „odnajdowanie zagubionej zwierzyny” – poprzez swobodne przeszukiwanie obszaru. Ale najważniejszą nowo nabytą umiejętnością było odszukiwanie i wystawianie ukrytych w specjalnych klatkach ptaków łownych.
Ćwiczenie to miało za zadanie imitować naturalną sytuację pracy psa, który przeszukuje pole w celu odnalezienia i wskazania miejsca ukrycia się bażanta lub kuropatwy. Trening tego typu uczy nie tylko opanowania przy zakradaniu się (dociąganiu) do zwierzyny, ale też samego respektowania w pozycji stójki (pozycja gotowości psa, w której jedna z jego łapek jest podciągnięta do góry) przy zrywaniu się ptactwa do lotu.
Podczas przeszukiwania pola pieski, które nie potrafiły w pełni respektować dzikich zwierząt były prowadzone na lince treningowej. Opiekunowie swoich czworonożnych kompanów mieli za zadanie wskazywać kierunek przeszukiwania pola w taki sposób, aby ćwiczenie było wykonywane pod wiatr oraz, aby pieskowi udało się okładać (przeszukiwać) pole od prawej do lewej strony w jak najszerszym możliwym spektrum.
Po wystawieniu przewodnik pieska powinien podnieść go i odnieść na kilka metrów do tyłu, aby piesek stracił kontakt ze zwierzęciem. Ten ostatni element był bardzo ważny ponieważ nie należało w żaden sposób rozpraszać skupienia naszego pupila odwoływaniem go czy przerywaniem stójki. Piesek powinien sam stracić naturalnie zainteresowanie po czasie, jaki będzie mu do tego potrzebny.
POSZANOWANIE ZWIERZYNY ŁOWNEJ
Nieodłącznym elementem tropienia innych zwierzątek jest ich całkowite poszanowanie.
W treningu myśliwskim wyżła jak i retrievera jest niedopuszczalne, aby pies krzywdził inne zwierzę.
Ma on jedynie wystawić je, ewentualnie wypłoszyć z ukrycia, aby mógł je zlokalizować przewodnik.
Aport – czyli przyniesienie zwierzyny, ma nastąpić wyłącznie po wydaniu odpowiedniej do tego komendy. Na szkoleniu Pana Didocha pieski poznawały inne zwierzęta łowne (bażanty, kuropatwy, kaczki, gołębie, itd.), do których mogły się zbliżyć na około 3-4 metry, aby zachować bezpieczną odległość. Podczas takiego poznawania idealnym zachowaniem psa miało być wykonanie stójki z podniesioną łapką i zamarcie w bez ruchu. Następnie właściciel bardzo powoli podchodzi do pieska, aby nie sprowokować u niego ataku, a następnie głaskał i chwalił za opanowanie. Konieczne było jednak u niektórych piesków asekurowanie na smyczy ze względu na ich znaczną ciętość, czyli chęć pochwycenia zwierzątka. Dzięki takiemu szkoleniu pies nabiera poszanowania do innych zwierząt i hamuje swoje instynkty łowieckie, co w ogromny stopniu redukuje możliwość zaistnienia nieszczęśliwego wypadku na zwykłym spacerze. Właściciel opanowanego czworonoga nie będzie już się musiał martwić, że jego przyjaciel pogna za parkową wiewiórką i wpadnie pod samochód, lecz co najwyżej wystawi ją i poczeka cierpliwie na zbliżenie się przewodnika.
NAUKA PŁYWANIA
Przełamanie oporu do wody u Jessi trwało do uczestnictwa w warsztatach, a od dłuższego czasu mogliśmy nawet rzec, że staliśmy w miejscu. Jessi brodziła w wodzie, czasem nawet całkiem głęboko, ale nie mogła się przemóc poza jednym przypadkiem, kiedy pognała za kaczką do wody. Podczas trwania warsztatów mieliśmy sytuację troszkę odmienną, bowiem Jessi była częścią stada, w którym poza nią oraz jeszcze dwoma innymi psami, wszystkie potrafiły pływać. Dlatego też popychana synergią sfory, w trzecim dniu weszła do wody i popłynęła. I tak już zostało.
Choć czasem jeszcze zakładamy kamizelkę ratunkową pomagającą unosić się na powierzchni, aby dopracować pracę tylnych nóżek (Jessi zdarza się czasami jeszcze przechylać tułów ku górze przez co za bardzo bije łapkami w wodę – kamizelka pomga jej utrzymać prawdiłową pozycję w wodzie) to jesteśmy z niej ogromnie dumni i szczęśliwi, że w końcu się przemogła. Zanim jednak nastąpił dzień 3. pilnie pracowaliśmy z resztą sfory nad przynoszeniem aportów z wody; nad spacerami i bieganiem po płyciznach sięgających do brzuszka. Dzieki temu udało się Jessi pokazać, że zabawa z innymi psami oraz przewodnikiem w wodzie może być fajna i wciągjąca tak samo, jak poszukiwania w polu 🙂
OSWOJENIE PSA Z HAŁASEM
Nauczenie psa, iż wystrzał z broni myśliwskiej nie był czymś strasznym może być większym albo mniejszym wyzwaniem w zależności od predyspozycji psa. Generalnie można śmiało stwierdzić, że piesek, który nie jest w stanie poradzić sobie z problemem hałasu nie jest zdolny do pracy w charakterze psa myśliwskiego. Podczas szkolenia mieliśmy kilkakrotnie możliwość sprawdzenia jak nasze pieski radzą sobie z hałasem wywołanym przez broń hukową i z dumą mogę potwierdzić, iż każdy z uczestników naszego turnusu radził sobie z tym zadaniem bardzo dobrze.
To o czym musimy pamiętać przy samodzielnym treningu z psem pod kątem pracy myśliwskiej, to ogranicznenie do minimum stosowania broni hukowej i innych czynników hałasotwórczych w obszarach zamieszkiwanych przez dzikie zwierzęta. Jest niedopuszczalne, aby osoba trenująca swojego psa spacerowała po lesie z pistoletem hukowym i straszyła, zamieszkujące go ptaki, sarny czy zające. Do takich ćwiczeń można wykorzystywać własny ogród, ewentualnie pole z nieużytkami rolnymi. Na otwartej przestrzeni dźwięk rozchodzi się znacznie dalej dlatego też należy z rozwagą używać amunicji typu long, która jest kilkakrotnie silniejsza od amunicji short, zawierającej mniej prochu niż jej dłuższy odpowiednik.
W nawiązaniu do wcześniejszego artykułu warto w tym miejscu dodać, że podczas treningu z ostrzeliwania bardzo przydatne jest uczestnictwo innego psa, który dobrze radzi sobie z dźwiękiem wystrzału. Działanie takiego psiego towarzysza będzie miało działanie terapeutyczne. Piesek, który się bardziej stresuje, obserwując swojego kompana i jego spokój względem hałasu znacznie szybciej się uspokoi i odpręży. Jednocześnie będzie to dla niego informacja, że dźwięk wystrzału nie jest niczym groźnym. Sfora psów, w której znajdują się bardzo odważne jednostki może pomóc nie tylko przezwyciężyć różnego rodzaju psie fobie, ale też zachęcić i ułatwić naukę pływania czy dodatkowo zmotywować na konkretnym zadaniu.
PODSUMOWANIE
To co chciałbym krótko zawrzeć w podsumowaniu, to jedno stwierdzenie – dlaczego do ch… już koniec ???
Było to przeżycie jedyne w swoim rodzaju tak bardzo, że już teraz planujemy jak do niego wrócić po jeszcze. Charyzma Pana Zbigniewa Didocha jest jedyna i niepowtarzalna, a jego irytacja na samego siebie z powodu kolejnej dygresji od dygresji podczas omawiania postępów, jakie zrobiły pieski w ciągu szkolenia (2 pieski omawialiśmy prawie 2 godziny, a było ich 10 ) – bezcenne 🙂 Poznaliśmy niesamowitych ludzi z cudownymi psami, dzięki którym ta przygoda była jeszcze bardziej niesamowita :). Więź jaką się nawiązuje ze swoim ukochanym psem podczas wykonywania pracy z tak wielkim oddaniem, potrafi odmienić człowieka do reszty. Ta wielka pasja z jaką Jessi przemierza pola i to pragnienie towarzyszenia jej; jej baczne spojrzenia czy staram się nadążyć; jej pełny galop, kiedy ściga zapach niesiony przez wiatr… To wszystko sprawia, że do pracy idzie się ze smutkiem, a na kolejny spacer wychodzi jak na największą przygodę życia.
Część zdjęć została zamieszczona dzięki życzliwości pozostałych uczestników przygody za co serdecznie dziękujemy 😀